Zieloną koniczynę tłoczy za drabiny,
Z nacią i otrębami parzone w korycie,
Czekają już na trzody klapiatej przybycie.
Już ożyło podwórze: krasule, cygany
Chlipią, głośno sapając, napój pożądany.
Zeszukuje pastucha skrobaczki i noże:
Kosz ziemniaków go czeka! Doświadczone ręce
Zwyciężą i tę pracę w niezbyt długiej męce.
Na kominku już ogień. Garnce mile gwarzą
Już gotowe! Już wszyscy na swych miejscach siedzą
I maszczone kartofle i maślankę jedzą.
"Wstawszy, zmówią paciorek krótko, węzłowato,
A odpoczynek słodki da im Pan Bóg za to.
W szczerem z Bienkiem, Boncykiem i Majem gadaniu
Idąc, stawają w drodze, idą, znów stawają;
Głośno, wpół głośno, szeptem, żyw o rozmawiają
O rzeczach nader ważnych. Nadstawiwszy ucha,
„O drogi ludu wiejski, śliczny w twej prostocie!” —
Westchnął Proboszcz: — „Ty nie wiesz, jak świecisz w twem złocie.
O błogi, kto się schronił przed obłudą świata
Pod strzechę wiejską! Tam m a najszczerszego brata!
Jest pasterzem, jest bratem, jest Ojcem! We zgodzie
Żyjąc z drogą swą dziatwą, — jak dni liczy lata,
Z ulubionej swej chaty nie tęskni do świata.
Wszystkim znajom, zna wszystkich; za przykładem jego