Ale gdy ta prostota napije się jadu, —
Gdy skosztuje owocu z piekielnego sadu,
Natychmiast giną raje; kiep stawa się Panem,
A ciura dotąd niemy mędrcem niesłychanym.
Anioł Stróż, bo w rodzinach już szatan rej wodzi!
A cóż ową trucizną? Obecna oświata!
Ladajaki pędziwiatr, co trzy, cztery lata
Przepróżnował gdzieś w szkołach, możno w niższej klasie,
Na dusz oświeciciela! Mając sieczkę w głowie,
Za to gębę otwiera pod uszy; co powie,
To mądrość niesłychana! Skoro nikt nie przeczy,
Gdyż głupstwa nie pojmuje, on z takowej rzeczy
Pychę swą winem, piwem, gorzałką, rozsiewa
Brednie po wszystkich karczmach. Chłop słucha, lecz milczy,
Nie dowierza! To mędrka wzrok bystry, bo wilczy,
Ledwo spostrzegł, do chytrych bierze się ataków:
Którzy w to tylko wierzą, co im Ksiądz wciąż kłamie!
A więc giń w twej prostocie, głupi zawsze chamie!
Lecz Was, Was, pracowitych, Was poczciwych ludzi
Pytam, jakoż zniesiecie, że Was pop swą nudzi
Krwawo zapracowanym groszem! Czy widzicie,
Że go los Wasz obchodzi? O ludu kochany!
Tobie kłamią z ambony, że te w świecie stany
Bogatych i ubogich pochodzą od Boga!