Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/223

Ta strona została przepisana.

Ale gdy ta prostota napije się jadu, —
Gdy skosztuje owocu z piekielnego sadu,
Natychmiast giną raje; kiep stawa się Panem,
A ciura dotąd niemy mędrcem niesłychanym.

55 
Trawą zarasta chodnik kościelny! odchodzi

Anioł Stróż, bo w rodzinach już szatan rej wodzi!
A cóż ową trucizną? Obecna oświata!
Ladajaki pędziwiatr, co trzy, cztery lata
Przepróżnował gdzieś w szkołach, możno w niższej klasie,

60 
Ledwo pacierz zapomniał, już to wybiera się

Na dusz oświeciciela! Mając sieczkę w głowie,
Za to gębę otwiera pod uszy; co powie,
To mądrość niesłychana! Skoro nikt nie przeczy,
Gdyż głupstwa nie pojmuje, on z takowej rzeczy

65 
Wnosi, że świat zwyciężył sprytem! Więc podlewa

Pychę swą winem, piwem, gorzałką, rozsiewa
Brednie po wszystkich karczmach. Chłop słucha, lecz milczy,
Nie dowierza! To mędrka wzrok bystry, bo wilczy,
Ledwo spostrzegł, do chytrych bierze się ataków:

70 
»Znam ja« — woła szyderczo, — »tych głupich prostaków

Którzy w to tylko wierzą, co im Ksiądz wciąż kłamie!
A więc giń w twej prostocie, głupi zawsze chamie!
Lecz Was, Was, pracowitych, Was poczciwych ludzi
Pytam, jakoż zniesiecie, że Was pop swą nudzi

75 
Bajką o piekle, niebie! a Wy go żywicie

Krwawo zapracowanym groszem! Czy widzicie,
Że go los Wasz obchodzi? O ludu kochany!
Tobie kłamią z ambony, że te w świecie stany
Bogatych i ubogich pochodzą od Boga!

80 
Lecz gdzież ten Bóg? Któż widział? Nikt! Ja tylko wroga