Lat dwadzieścia i osiem! — kroplać to w wieczności,
Ale ileż w nich odmian w naszej doczesności!
Dawno już stoi kościół na Krzonowej łące,
W którym nie sta pobożnych, lecz liczne tysiące
Śpią Domesy, Arezyn, Winklery. W tym cieniu
Katolickiej świątyni leżą i Tielowie,
Na tych czekając, których przyszłość tam pochowie.
Podczas Mszy tysiąc głosom przodują organy,
Za nim, siwy jak gołąb, Boncyk się odzywa,
Wszystkie pieśni nie z książki, lecz na pamięć śpiewa.
Osiemdziesięcioletnim oczom okulary
Nie dostarczą światłości, snać Boncyk już stary!
Leje się lud strumieńmi w duszy posilony:
Wszystkie drogi miechowskie, jak kwieciem usłane,
Bo mężczyźni w swych sukniach, niewiasty ubrane
W różnobarwne ubiory, białe lub zielone,
Z rozkoszą patrzy na tę piękność w Miechowicach,
Bo i pokój wewnętrzny zdradza się na licach.
Wnet się kościół wypróżnił; już i chór zamyka
Wieczysty organista, a wiodąc Boncyka,