Aż na dół, już stanęli na cmentarza ganku.
Stoją, k’sobie schyleni, przyciśnieni wiekiem,
I trosk już zwyciężonych brzemieniem nielekkiem!
„Jakoż, kmosiu?” rzekł Bienek; „Jakoż” — Boncyk na to;—
„A gdzież nasi koledzy?” „ A gdzież? Panie bracie!”
„Toż pójdźmyż ich odwiedzić!” „Jeśli łaskę macie
Prowadzić mnie z tej górki — ja już ich mieszkania
Nie potrafiłbym znaleźć sam, bez zapytania!”
A zaś Walenty Pawła wspiera silnym bokrem;
Idą w stronę północną nowego cmentarza,
W miejsce tymczasowego kościółka ołtarza.
Tam w małej odległości dwa groby zielone,
„Tam Maj leży!” rzekł Bienek, wskazując coś w prawą,
A zaś dalej wprzód w lewą, między bujną trawą
Krzyż stojący na przedniej tablicy ten nosi
Napis i o modlitwę za zmarłego prosi:
Zmartwychwstania szczęsnego z swymi się spodziewa.
W pracy szczerej, w pasterstwie wiernem wiernej trzody
Zżywszy lat sześćdziesiąt siedm, na niebieskie gody
Zawołań umarł, gdy rok ośmset siedmdziesiąty
Ty, czyś znał, czyliś nie znał skromne życie jego,
Uklęknij na mogile, zmów pacierz za niego!”
Uklękli, dwaj podróżni, długo się modlili,
Potem coś potajemnie do siebie mówili.
Starych Miechowic żywe, najstarsze pomniki.