Był więc bogaty materjał wspomnień i o rzeczach i o ludziach, i o wypadkach, selekcja jego wszakże przedstawiała sporo trudności ze względu na osobisty z niemi związek poety, który nie wyobrażał sobie w inny sposób serdecznego stosunku do poematu. Wprowadzenie siebie do poematu sprzeciwiało się wprawdzie tradycji epickiej, ale dało się pomyśleć bez naruszenia objektywności, utrudniało postawę wobec materjału, lecz przepajało go wiarogodnością naocznego świadectwa („a gdyż ja sam widziałem, już mi nikt nie powie, że się rzecz ma inaczej”) i bezpośredniością, ułatwiało przelewanie życia w poemat.
Szło głównie o moment przełomowy w życiu Miechowic, wyrażający się niezaprzeczalnym znakiem zaniku dawności, a nastawania nowości. Być nim mogło tylko zburzenie starego kościoła, atoli wypadek ten wydarzył się w r. 1853, kiedy Bonczyk był już od lat dwóch uczniem gimnazjum gliwickiego i wystąpić mógł w poemacie tylko jako przygodny świadek, a nie jako żyjący jeszcze we wspólnocie miechowskiej nieletni uczestnik wydarzeń. Jeżeli Bonczyk o tej dacie pamiętał, to świadomie przesunął ją o 2 lata wstecz na początek lata r. 1851, kiedy kończył właśnie szkołę miechowską. Akcja więc jego poematu miała rozegrać się w lecie r. 1851, na co dowodnie wskazuje nietylko zaliczenie autora do szkolarzy miechowskich w ks. III, lecz także tytuł epilogu: 28 lat później, nadany mu już w pierwszem wydaniu poematu w r. 1879. Pytanie tylko, czy poeta pamiętał, że w takim razie przesuwał akcję na okres życia Winklera, zmarłego dopiero 6 sierpnia 1851 r. W poemacie są miejsca, w których Winkler występuje jakoby wśród żyjących (II 259-260, 339, IV 60, 64), ale o wiele częściej i to czasem w bezpośredniem sąsiedztwie jest mowa o nim jako o zmarłym. A więc Bonczyk i tę śmierć przesunął wstecz, ale tylko o rok, gdyż i V 514 i VI 236-7 wykluczają przypuszczenie, że obchodzono już rocznicę śmierci Winklera. Przesunięcie akcji o lat 2 wcześniej od rzeczywistości przybliżało ją ku wiośnie ludów,