On to ściera zarówno z klasycznych jak romantycznych właściw ości Bonczyka wszelkie ich wybujałości, sprowadza je do jednego poziomu i łączy w związek raczej chemiczny niż fizyczny. Jest to stop, a nie mieszanina. Realizm ten widoczny jest przedewszystkiem w doborze treści, za którą idzie, zazwyczaj bez większych pomyłek, wysłowienie. Ale gdyby nawet tego łącznika różnorodnych składników nie było, trudnoby jeszcze było robić zarzut Bonczykowi za jego ekletyzm, gdyż i jego poprzednicy go nie unikali. Na korzyść zaś jego trzeba powiedzieć, że uczynił to w skromnych rozmiarach i dostosował formę do opiewanego środowiska.
To silne zrośnięcie się formy z treścią, rdzenność środków poetyckich Bonczyka widoczne są w każdym niemal szczególe jego techniki. Wspomnieliśmy już, jak rozwiązał trudność wprowadzenia osób, luźno związanych z głównym przedmiotem poematu, w takich rozmiarach,
żeby zadość uczynić potrzebie serca i do ich czynów i słów przykuć uwagę czytelnika; posłużył się wtedy techniką homerowych aristej, ale o wiele luźniejszą, przypominającą technikę szopki, którą zastosował w Weselu Wyspiański konsekwentniej i celowiej, bo w dramacie. Bonczyk ma wszakże zasługę, że obcym z pochodzenia formom nadawał kształty swojskie.
Stary Kościół Miechowski jest niezwykłym wypadkiem szczęśliwej oscylacji między ostatecznościami, a nawet — możnaby powiedzieć — między przeciwieństwami. Zależny od tylu wzorów pozostaje w istocie swej sam sobą. W tem miejscu nie będzie od rzeczy poświęcić kilka uwag stosunkowi Bonczyka do popularnej w owych czasach teorji epopei w tym kształcie, jaki ma np. w rozpowszechnionej na ziemiach zachodnich Polski książce H. Cegielskiego: Nauka poezji i t. d., Poznań 1879, wyd. V uzupełnione przez Wł. Nehringa, str. LXVII—LXXIII.
Bonczyk spełnia zadanie poezji opowiadającej, którem „w znaczeniu najogólniejszem jest stwarzanie pięk-