Kapitalną; więc będziem, Szanowne Zebranie,
Nowy kościół budować, nowy kościół stanie.
Musimy więc obmyślać...” Wtem jakieś nastawa
Szemranie, w niepokoju cała tylnia ława!
Lub „Garnuszek”, snać z wzrostu dźwigał ten przycinek,
I rzekł: „Proszę wybaczyć, że mowę przerywam,
A choć możno najmłodszy, do słów się porywam
Ostrych; lecz niech stąd pozna Szanowna Gromada,
Pytam więc, Panie Rektor i Sołtysie Panic:
Ma-li to być gromadą? Sami Miechowianie
Ani w części dziesiątej się nie zgromadzili,
Choć tak ważne narady! Czy się wymówili?
Rónot, Podlas, Osiny, nawet Rokitnianie?
Niema ich, i po sprawie! a potem się jeżą,
Swarzą, nawet że była gromada, nie wierzą.
Ten nieład musi ustać! Niech ordynanc chodzi
Pod karą przyjść powinni obradować, aby
Po gromadzie nie plótli głupio jako baby.
Wszak na to jest ordynanc, niechże chodzi wszędzie,
Ma traktament; jeśli nie, tedyć inny będzie!”
Z jednego garnca, syczą natychmiast poboczne.
Pan Rektor z urzędowem pismem jeszcze w ręku
Milczy, nie przewidywał tego sprawy sęku.
Zaś Piontek, sołtys, myśli: „Ten nie na mnie gada,
Koronowicz, Adamiec Staś, dwaj starsi gminni
Myślą: „Jam już za stary, niechże mówią inni.”