Ale Fołtyn ordynanc zbiera stare siły
I w te słowa przemawia do Marcinka Żyły:
A więc nie wiesz, że trzeba rozważyć rzecz wprzódy,
Potem mówić; oj, słaba jeszcze twoja głowa,
Byś śmiał do mnie stosować takich nauk słowa!
Mnie chcesz grozić? To ja mam od wrót do wrót chodzić?
I ulegać pogróżkom starego Fołtyna?
Moim nogom już starym chodzić nie nowina!
Noszą mnie lat sześćdziesiąt, a to bez nagany;
Nasłużyłem się dosyć pod wielkimi parny.
Odpoczywa, z pańskiego stodolnego sławą,
A jam po nim nastąpił! Znosiłem upały
Słońca; gdy prace w polu na jesień ustały,
Gdy w sąsiekach wyglądał młocki owoc polny,
Nigdy nóg nie szczędziłem, a Marcinek młody
Zarziuca mi lenistwo? Gdzież Pan masz dowody?
Jeśli ja, co być może, opuściłem kogo
Zwołując do gromady, nie karz mnie tak srogo!
Niechże woła ten tego, a będzie gromada.
Wszak podług tej kolei, jak we wsi mieszkacie,
Pilnować straży nocnej obowiązek macie,
A któż was tam zwołuje? Nikt! Według umowy
Wczas rano sąsiadowi dzidę zanieść raczy;
Ten, zoczywszy ją przy drzwiach, już wie, co to znaczy,
Jest posłusznym. A gdyśmy jak pańscy poddani
Do pełnienia pańszczyzny bywali wołani,
O północy wstał Szaflik (już on we wieczności,