Marcin go nie pamięta), wstał więc Szaflik miły,
I jak chodził, tak chodził; co miał w płucach siły,
Tyle, stojąc przy wrotach, wołał: „Hej, Koruga,
Stasiu, dzisiaj do siana! Wojtku, ty z cepami!...”
Czy go wszyscy słyszeli, czy nie, wiecie sami,
Coście starsi jak Marcin, — Marcin nie pamięta —
A jednak iść musieli, to powinność święta.
Czego wam się nie trąbi, tego już nie wiecie.
Wreszcie sądzę, że Marcin wzroku dość krótkiego:
Miechowianów tu dosyć, a Bobrek ma swego
Zastępcę Mierzwę oto, a Karfma Bujara
Głowa Hatlapy; jest tu Grabowy, Kompalik,
Z Osin Szczerba, i czegóż chce Marcinek malik?
Młodyś, młodyś Marcinku, a więc...” Nagle z lawy
Tylniej podniósł się mówca olbrzymiej postawy.
Że ty zamiast się z tego przed nami tlomaczyć,
Iżeś nas nie zawołał, stare dzieje bredzisz
O Klóziokach, Szaflikach; czy myślisz, że siedzisz
W gronie dziewek na prządkach? Powiedz tylko wkrótce,
Mówże, czemużeś nie był?” — „Niegrzeczne drągale!” —
Bąknął Fołtyn, — „Bargłowie, choć wszystcy wąsale,
Lecz cóż po nich w gromadzie? Człowiek ladajaki,
Cały jego majątek biedne płócienniaki...
Kiedyż kto Bargla w jego komorze zastanie?
Możno Miera, Salomon, Altman; o, ci wiedzą,
Gdzie Bargłowie do nocy lub do rana siedzą,
Ale ja tego nie wiem! Przebacz ostrą mowę,