Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

„Aleć, moi sąsiedzi, cóż się to dziś święci?
Ja już sto gromad gminnych noszę w mej pamięci,

185 
Ale taka, jak dzisiaj przenigdy nie była!

Wierzę, że uszczypliwie mówił Marcin Żyła,
Bargiel jeszcze drażliwiej; ów wymawia myto,
Chce wyganiać z urzędu; ten, kpiąc, pyta, czy to
Foltyn marzy o prządkach! Tak, moi kochani,

190 
Każdy, chcąc nie chcąc, serce ordynanca rani!

Aleć zaś miły Foltyn rąbał, a bez względu
Na prawdę; oczywiście, nadużył urzędu.
Toć nie pięknie tu wołać: „Bargłowie pijaki,
Których całym majątkiem biedne płócienniaki!”

195 
Ja, com się tegoż roku jak nasz Biskup rodził,

Pamiętam, że miechowski sołtys boso chodził,
Marcin Boncyk, mój Ojciec (matce było Klara),
Bo wtenczas było u nas biedy, co niemiara!
Ciągli przeciw Francyi przez kraj nasz Moskale.

200 
Oj, wieleżbym wam o nich mógł rozprawiać, ale

Ta rzecz tu nie należy! Ja, moi kochani,
Zawsze się gniewam, gdy kto Miechowice gani.
Złoty to lud miechowski, cnotliwszy jak inni,
Lecz chociażby był gorszym, toćbyśmy powinni

205 
Wady naszych współbraci przebaczać, zakrywać,

Nie rozgłaszać po świecie! Ja nie chcę używać,
Podwiel na świecie żyję, nieszczęsnej gorzałki!
Lecz, niech powie Kurc Tomek, albo sąsiad Miałki,
Jak tu dawniej bywało. Niż się człek narodził,

210 
Już od karczmy do karczmy ojciec jego chodził

Kosztować, gdzie gorzałka była najsmaczniejszą,
Gdyż nam była do uciech wszech najpotrzebniejszą.
A znalazłszy, zakupił choć pięć kwart na chrzciny,
Wszak bez wódki nie było najmniejszej gościny.

215 
Nawet dziecku dawano zamiast piersi matki,

Kilka kropli gorzałki; mówiły sąsiadki,