Strona:Stary Kościół Miechowski.djvu/90

Ta strona została skorygowana.
250 
Teraz zaś tu w gromadzie, a Panie Rektorze,

To rzecz pewna, że za mną z całej Rokitnicy
Pójdą i gospodarze i ich komornicy.
Karf pójdzie za Bujarem, a Bobrek się dowie
O sprawie, gdy ją Mierzwa dziś w karczmie opowie.”

255 
Jeszcze chciał coś tłomaczyć, lecz zwróciwszy oczy,

Widział, jak z dalszej ławy na niego się mroczy
Kwaśna twarz Widawskiego. Był to człek sumienny
W pełnieniu obowiązków, w życiu nieodmienny.
Ileż go już nosiły zdrowe zawsze nogi!

260 
Aleć też do biegania miał interes mnogi,

Bo pieprz nosił z Bytomia, a z Pyskowic buty,
Po sól chodził na Góry, do Gliwic po druty
Do garnków obciągania. Biegał, więc był zdrowy,
Pomimo zadań tylu na szychtę gotowy.

265 
Nikt go w karczmie nie zastał, tak o nim gadano,

Do kościoła zaś chodził w niedziele wczas rano,
Po Mszy świętej już go gdzieś w podróży widziano.
Że sumiennie używał przedrogiego czasu,
Stąd twarz jego nabrała niejakiegoś kwasu.

270 
Gdy Dobrodziej Hatlapa mowę swą przedłużał,

Aże wzdychał Widawski, wzdychał, oczy zmrużał,
Wstał nareszcie, Hatlapę zyzo okiem śledził
I przez wargi stulone te słowa przecedził:
„Raczcież skończyć, Kochani, niepotrzebne baśnie;

275 
Już was słucham godzinę i myślałem właśnie,

Że nie wiecie, po coście tu przyszli. Już tego
Dosyć; zacznijmyż, proszę, od najważniejszego
Przedmiotu, mnie się śpieszy, gdyż jutro wczas rano
Muszę iść do Pyskowic, bo tam suszę siano.

280 
Więc cóż to o kościele?” „Oj Widasiu miły,

Pyskowice nie Paryż! Mnie nogi nosiły,” —
Śmiał się Bujar, — „przez całe Prusy i Francyję