Jednem cię tylko Kasia, twa pierwsza, kochała,
Mając tylko jedyne; twa druga zaś miała
Oczy całych Miechowic. Mnieby to smuciło,
Bywszy tobą; ta mówi, że cię to zdobiło;
Lecz zwinnie przed naciskiem nasz Wojtek uskoczył,
Wołając: „Panie Rektór, jakoż to z kościołem!”
„Wszak mówiłem, mój Kóno,” — rzekł głosem wesołym
Pan Rektór, — „śmiejemy się, a tuby przystało
Tak niby mówi do nas konającym głosem
Kościół stary, wnet padnie pod gwałtownym ciosem
Konieczności. Kochani! były takie czasy,
W których możno bagniska lub odwieczne lasy
Któż tu pierwszy zamieszkał: czy obcy, czy swoi?
Od tych pierwszych początków ileż upłynęło
Lat, niż się dużej wioski grono utworzyło!
Któż budował ten kościół, kiedy albo komu?
Bożego wyglądano jak duszy zbawienia!
Narodził się, był młody, do świątyni cienia
Wołały zdala ludzi dźwięczne dzwonów głosy,
A krzyż wieży kierował serc myśli w niebiosy!
Już kościółek ten dla nas, a jego rozmiary
Nie obejmą ludności sto razy liczniejszej.
I postawa lichutka przeciw teraźniejszej
Wspaniałości kościołów! Maleńkie Piekary,
Z dachem pięknie się zmieścił w przestrzeni nowego.
Pod obłoki się wspina wieża biskupskiego