„Tak jest,” — odparł Walenty — „lecz to z tej przyczyny:
Nad kurzawką się nieco wzniósł niski, jedyny
Kłąb piasku zmieszanego z gliną, na tym grzbiecie
Stoi, prawda, kościółek niejedno stulecie
Niecoś głębiej ów piasek, cały kościół skruszy!
Nowy kościół, jak słyszę, będzie miał rozmiary
Na trzykroć obszerniejsze jak kościółek stary,
Więc przekroczy granice wzniesionego piasku
Wnętrznych ziemi chodników, ale go mam w głowie,
A gdyż ja sam widziałem, już mi nikt nie powie,
Że się rzecz ma inaczej! Moja trzecia żona,
Panie, świeć nad jej duszą, w suchy grób włożona,
Już mi dla córki Rózi mokry grób grzebali,
A Kostusia, jedyna drugiej żony córka,
Leży w wodzie, bo tam się już skończyła górka.”
„Kmosiu!“ — westchnął pan Rektór, — „Notebom powiada,
Będzie wszystko zniesione. Szanowni Słuchacze,
Możno z was tu niejeden na tę wieść zapłacze,
Że musimy otworzyć groby, zmarłych kości
W pogrzebowej, nabożnej tam uroczystości
Tam znów spoczną ojcowie, dziatki, męże, żony!”
Tu nastało głębokie, ponure milczenie,
Przerwało je gdzieniegdzie płaczliwe westchnienie.