try” naszego miasta. Nie dosyć na tym — jestem źle widziany. Człowiek, źle przez optymatów w mieście gubernialnym widziany — mizantropieje, dziczeje, rozpija się, a co najlepsza — zajmuje stanowisko zdecydowanego pesymisty gubernialnego. Dla mnie wynaleziono nawet przydomek, prawdopodobnie dowcipny, a rozpowszechniony przez damy szczególniej ze skwapliwością fanatyczną. Znany jestem pod pseudonimem — „marginesa”. Tymczasem — miał i „margines” piękne w życiu chwile — ba, ba!
Rzecz tak się miała. Raz jeden w życiu, przed pięcioma laty, wydaliłem się z granic Przywiślańskiego kraju, udając się na kurację zagranicę.
Skrzydełka u ramion panu pomocnikowi urosły, excelsiory rozsadzały mu piersi: i on jest przecież farysem — czy tam jak...
W pogodne popołudnie czerwcowe siedziałem w wagonie klasy trzeciej, napawając się samą już przyjemnością jazdy. Na widnokręgu rozsuwały się góry, rozsunięte
Strona:Stefan Żeromski - Pocałunek.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.