Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/244

Ta strona została przepisana.

SUŁKOWSKI
— Nie wszystko wiedziała. Zniweczyła ojcowski twardy czyn Ozirisa, który jest wieczny pracownik, który w życie wcielał ideje w duchu powzięte, — który w twardych mozołach wykuwał wzory żywe zapomocą boskich Środków sztuki z pierwotnych założeń i rzucał je szczodrze w świat. Jego sfera czynu nie miała widzialnych granic, ogarniała ziemię żywą i dziedzinę umarłych. Wszystkie jego trudy były dla niej niczem wobec jednego popędu litości! Lecz i Oziris nie ogarniał wszystkiego. I on jest bożyszczem człowieka, który już ginie na ziemi.

VENTURE
— Znieważasz bogi...

SUŁKOWSKI
— Nie. Niektórym z nich zaglądam ciekawie w oczy. Pozdrawiam nadewszystko Anubisa, boga mądrości, szakalogłowego Hermesa Trysmegistę...

VENTURE
— A ona, która leżałaby była przez wieki w piaskach, gdybyś jej nie odkrył, podobnie jak ona niegdyś odkryła zwłoki swego boskiego małżonka? Czcij boginię!

SUŁKOWSKI
— Nie mogę na nią spoglądać bez gniewu. Powiększa mój smutek. Ona — to symbol wszystkich kobiet świata (Śmieje się). Możnaby jej nadać inne zgoła imię. Naprzykład,