MIKOŁAJ ERIZZO
— Musi go wystarczyć, generale, na to, żebyśmy mogli zebrać wszystkie siły, wszystkie środki i żebyśmy mogli bronić się do upadłego. Naszym niezrównanym sprzymierzeńcem są laguny i męstwo Dalmatów.
PIOTR DONA
(ironicznie)
— Brońmy się do upadłego!
KAROL RUZZINI
— Brońmy się do upadłego! Czemużby nie? To przecież sprawa tak prosta w dziejach Wenecyi. Nieprzyjaciel naszedł nasze granice? Mamy żołnierzy na żołdzie, mamy wodzów, są proweditorowie lagun i suszy. Wydajmy rozkazy — i brońmy się. Cóż z tego, że nasz nieprzyjaciel, ów jakiś tam dwudziestosiedmioletni Korsykanin, wdarł się już z nizin włoskich w góry Tyrolu i Istryi i po zdławieniu Beaulieu’ego, Wurmsera, Alvinzy’ego i samego najjaśniejszego arcyksięcia, po odniesieniu szalonych zwycięstw w czternastu bataliach głównych i w sześćdziesięciu bitwach, po zabraniu do niewoli stu tysięcy z górą niewolnika, po wydarciu przeciwnikom pięciuset dział polowych i dwu tysięcy dział wielkiego kalibru. Dostojni panowie! Ten człowiek wydarł i posłał do skarbu sankiulotów trzydzieści milionów, wywiózł z Włoch trzysta bezcennych dzieł sztuki. Królowie Sardynii, Neapolu, ojciec święty, jego wysokość książę Parmy, jego wysokość...
Strona:Stefan Żeromski - Sułkowski.djvu/54
Ta strona została skorygowana.