Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.
107

Twarz jej zwrócona była w stronę ściany. Martwe oczy znieruchomiały między powiekami bezsilnie półrozwartemi...
Piotr wymknął się, zanim Matylda wróciła. Zbiegł ze schodów i zdążał do siebie pustemi ulicami z sercem przeszytem mieczem obosiecznym, którego ostrze miało dwie płaszczyzny — jedną szczęścia, drugą rozpaczy. Osiągnął wszystko. Czuł, że wstąpił na ścieżkę wysoką... Obojętne domy, mury, parkany, ludzie obcy, pierwszy raz widziani, idący do swego pracowitego celu, — zdawało mu się, — zwrócili ku niemu spojrzenia z pytaniem: — cóż teraz? Usiłował odepchnąć to wszystko zdumiewającem i strasznem wspomnieniem. I tak się stało. Lecz za chwilę szczególniejsza, przerażająca sensacya szorstkiego zimna i pustki w sercu poczęła go napastować...