Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
109

tyle mógł zrozumieć, że „pewne kółko“ gimnazyalne miało „pewną biblioteczkę“, — że, wskutek zrzucenia ze schodów „Tapira“, odbywają się istne orgie rewizyjne w poszukiwaniu owej biblioteczki, gdyż „jeden podły“ — wsypał. Ponieważ zaś całe kółko może być wsypane, jeśli złapią biblioteczkę, a zniszczyć jej niepodobna, więc „kółko“ ośmiela się prosić, czyby pan porucznik nie raczył przechować owej biblioteczki w swej śpiżarni.
Propozycya taka nie była wcale przyjemna. „Pan porucznik“ nie miał zamiaru wchodzić w spółkę z tymi młokosami. Nie znał ich wcale, nie rozumiał, nie wiedział, czego chcą... Jednakże żal mu było „biblioteczki“ i wstyd odmówić podobnym frantom rzeczy tak drobnej. Po chwili wahania zgodził się na warunkach następujących: skrzynka będzie postawiona w otwartej śpiżarni bez jego woli i wiedzy; — sam śpiżarnię zamknie; — o fakcie przyniesienia skrzynki będzie wiedziała jedna tylko osoba, to jest sam petent.
Nazajutrz rano, zajrzawszy do śpiżarni, Piotr dostrzegł w jej rogu odrapaną walizę, związaną szpagatem. Przez ciekawość i dla powzięcia wiadomości, co też to za skarby mieszczą się w tej ściganej książnicy, rozwiązał szpagat i, zamknąwszy się w komórce, przejrzał zawartość.
Była to najbezwzględniejsza zbieranina druków. Rzeczy cenne leżały obok ramot, nowe studya filozoficzne i prace z zakresu historyi obok starych śmieci i strzępów, poezye Mickiewicza, Słowackiego i inne obok dodatków powieściowych do jakiejś