Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.
110

gazety, przekłady z obcych języków obok starych, pożółkłych broszur politycznych. Niektóre z tych książek zastanawiały rozmaitością swego druku. Tytuły i pierwsze stronice ich pochodziły skądinąd, niż zawartość środkowa. Jakaś, naprzykład, wnosząc z tytułu, powieść angielska bezimiennej autorki, a wewnątrz dzieje powstania listopadowego, spisane przez Mochnackiego, — albo — z wierzchu niby to jakieś niepłodne „Ziarnka“ i szczere „Plewy“, wydane najcenzuralniej, a w środku poezye gorzkie i smutne, drukowane za dawnych lat w Lipsku, zaiste dla wnuków... Piotr zrazu przez ciekawość, a później z rosnącą pasyą począł czytać te tomy i świstki, — bezsilne, omdlałe poezye i szorstkie, krzykliwe, jakby z twardych patyków, gwoździ i drutów kolczastych ukręcone broszurki społeczne. Przejścia swe miłosne, troski, bóle, złamania się i zatoczenia, od których niejednokrotnie dolatywał aż do brzegu przepaści, spędzał teraz w towarzystwie tych ściganych druków. Pocieszał się nimi, rozrywał, nieraz upajał. Ogień miłości zapalał ognie, zawarte w wierszach dawnych poetów. Płonęły nieznane dotąd wyrazy i, jak żywa muzyka, ozwały się przecudne, dawne rymy. W dziwnych, napoły dostępnych słowach ledwie poznanego języka znalazł się wyraz dla tajnych kurczów, szlochów, westchnień i radosnych łez duszy. Zdarzało się teraz Piotrowi późno w noc, albo w rosyjskiem towarzystwie, powtarzać na pamięć dla uciszenia serca jakąś prawdziwą strofę niewiadomego dlań poety, wmyślać się, wwiadywać i wczu-