Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
135

przy tobie nie będzie. Przytul się, jak teraz do mnie, do mojej duszy. Przyciśnij mię do swego serca, jak teraz. Ja będę z tobą nazawsze, aż do mej śmierci. Zasłonię cię! Ja jestem mężny, za ciebie potrafię umrzeć i każdego wroga zwyciężę!
— Tego wroga nie zwyciężysz... — rzekła z bolesną pewnością, kiwając ciężką głową.
— A czy nie mogłabyś powiedzieć mi przynajmniej, czego on od ciebie chce?
Zadrżała wszystka, jak młoda brzoza u samego odziemka uderzona ostrą siekierą. Zęby jej szczękały, palce były, jak sople lodu. Z oczu spadły strugi obfitych łez i znagła obeschły. W źrenicach została szklista suchość tchórzostwa. Mówiła przyciszonym głosem szczerej prostracyi:
— Nie wiem, czego on chce. To tylko wiem, że szarpał drzwi. Tak szarpał, że zasówka wyginała się, a cała ta cienka ściana... Między futryną i drzwiami już była szpara! Gruz się sypał za tapetami, suche pacyny spadały koło łóżka...
Skurczyła się, znowu przywarła całem ciałem do Piotra z tak bezdenną boleścią i tak wstrząsającym jękiem, że przeniknęło go zimno boleści jakby mróz z zewnątrz, z jej ciała wypływający. Uczuł jej boleść w sobie i zimno jej serca zwolna przenikające do swego serca. Podniosła głowę i zapytała z cicha:
— Czy ty lubisz tych polaków?
— Skąd to pytanie? Na co ci taka odpowiedź, Taniu?
— Tak, — pytanie...