Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.
137

coraz bardziej ciche, bezsłowne, oniemiałe, zastygłe w jakowymś kwiatku uwiędłym, w szczególnym pocałunku, w nazwie imienia, wynalezionej genialnie, w uśmiechu. Wówczas podnosili się wzajem ku sobie i stawali duchowo bliscy. Tatjana wpatrywała się w jego oczy i wyczytywała w nich myśli, jakby były za pomocą liter i słów utrwalone, spostrzegała w nich piękno i wzniosłość...