Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.
165

się wygiął. Uśmiech złowróżący okuł wargi. Twarz się powlokła bladością.
— No cóż, — darmo... — rzekł stryj Michał. — Chodź, wojaku, na młode ziemniaki z barszczem. Co tam stara Jagna ugotowała, to zjesz, a za zbyt już skromny obiad przepraszam.
Wstali i poszli w górę. Wysuwały się naprzeciwko lśniące liście dąbków młodych, narzucające czucie o sile, albo wysmukłe i subtelne paprocie, rozniecające czucie o pięknie. Ruszyła ścieżka między zboża, na ukos, po zagonach, między żytem. Szumna się zalecała, szelestna, przedziwnie strojna wśródkłośna pohulanka ledwie wykłoszonych ździebeł, skrzypcowa pszenna gra dla duszy. Lecz Piotr ją jak przez sen słyszał. Dusza jego zaniosła się w zaświat swój...