Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.
175

żnie? — Bo pan kapitan po pierwsze jest osoba znaczna, a po drugie korpulentna...
Całe towarzystwo oficerskie zaryczało od śmiechu.
— Ty, Sorokin, w rzeczy samej jesteś osoba korpulentna? — pytał ktoś z tłumu.
— Co to takiego „korpulentna“? — chciał wiedzieć wojak obrosły kłakami, w niebieskich binoklach i obwisłych majtasach.
— W progimnazyum byłeś? — przerwał mu Sorokin.
— Byłem.
— Po łacinie uczyli cię?
— Uczyli.
— Pytali cię, co znaczy takie słowo „corpus“?
— Pytali.
— No otóż masz i słowo „korpulentny“. Tłomacz sam.
— Łaciński naród!
— Nie łaciński, tylko francuski.
— Nasi północni francuzi...
— Pytam ja mojego golibrody, — ryczał znowu Sorokin, — a ty „pan“ co za jeden jesteś, — żyd, czy jaki? — Nie, — mówi, — panie kapitanie, ja nie jestem żyd, tylko chrześcianin. — Chrześcianin — patrzcie!... A jakiż to ty jesteś chrześcianin? — Rzymski - katolik, — powiada. — A skoro zostaniesz ze swoją „panną“ bez świadków, to po jakiemu z nią rozmawiasz? — Po polsku, — mówi. — No, to któż ty jesteś, co za jeden? — Ja jestem, mówi, — warszawianin, bo z Warszawy, — mówi, — pochodzę i ojciec mój tosamo był z Warszawy...