Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.
184

później purpurowa, granatowa, wreszcie niemal czarna. W pewnej chwili starzec niespodzianie pchnął chorego na wznak w pościel, wstał ze swego miejsca, obciągnął mundur, wyprostował szlify i, nie oglądając się, wyszedł ze szpitalnego pokoju. Trząsł się na całem ciele ze wzruszenia, gdy wdziewał płaszcz, — bełkotał jakieś wyrazy, zstępując ze schodów. Świadkowie przyszli do przekonania, że chory w gorączce musiał coś bardzo nieprzyjemnego powiedzieć krewnemu i głęboką sprawić mu przykrość.
Dopiero po upływie paru tygodni doszedł rąk Piotra cały szereg listów Tatjany. Listy te długo wędrowały, a później, gdy chory po awanturze zabrany został do szpitala, uległy rozmaitym perypetyom. Odsyłano je z powrotem Tatjanie nad ocean atlantycki i znowu cofnięto do miejsca przeznaczenia. W ten sposób Tatjana, która z ojcem jeździła z miejsca na miejsce, od długiego czasu nie miała żadnej wiadomości.
Czytając te listy coraz bardziej smutne, pełne niecierpliwości, bojaźni, rozpaczy, dyktowane przez lęk, obrażoną dumę i głuchą boleść, — Piotr gorzko płakał. Nie wiedział, gdzie Tatjana jest, nie mógł sam do niej pisać, — i cóż miał jej donieść? Trzymał te kartki, w najsprzeczniejszych pisane nastrojach, pod poduszką, przytulał je do ust po nocach — i milczał.
Gdy zaczął zwolna przychodzić do siebie, a główne cięcie przez czoło, brew i policzek już nie ogniło się, lecz jęło podsychać, — ból głowy od