Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.
10

lat wpatrującej się w sprawy publiczne, które w jej oczach płynęły i płynęły bez końca. Rozłucki narysował zręcznie i ostrożnie poziomą bezmyślność i nudę dworu Elżbiety, wartość moralną Piotra Teodorowicza, ażeby niejako usprawiedliwić bliższy stosunek następczyni tronu z Sołtykowem, a gdy Sołtykow wysłany został na dożywotnie ambasadorstwo, — bliższy stosunek ze Stanisławem Poniatowskim, przypadkowym członkiem poselstwa angielskiego w Petersburgu.
Kiedy Rozłucki podniósł w owej chwili oczy na swego słuchacza, ujrzał nareszcie w jego twarzy pożądaną a przewidzianą reakcyę, zainteresowanie, ale tego rodzaju, że poczuł zimny dreszcz w ramionach. Wielki książę miał oczy zmrużone i uważnie wpatrywał się w młodego artylerzystę. Generałowie siedzieli na swych miejscach, jak wmurowane w ścianę posągi. Tylko lodowate, niepostrzeżone uśmiechy, błądzące po ich twarzach, świadczyły, że to są ludzie, którzy pilnie czuwają nad swą i cudzą karyerą, lub karkołomną ruiną. Oczy ich patrzyły w młodego mówcę z wyrazem okrucieństwa i ciekawości. Inspektor, komendant akademii, stał w głębi blady, ze spuszczonemi oczyma, wsłuchując się w słowa wychowańca, które nań spadały, jak chłosta na grzbiet obnażony. Rozłucki, utwierdziwszy się w postanowieniu, ciągnął dalej swą rzecz świadomie na szczyt. Przedstawił Stanisława Poniatowskiego, jako wykwintnego, wykształconego europejczyka, pięknego poszukiwacza losu i przygód. Nadmienił, że nic nie było dziwnego w tem