Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.




XXI.

Pewnego dnia, mniej więcej we dwa tygodnie po bytności Roszowa, dyżurny oficer dał Piotrowi znać, że przyszły go odwiedzić damy. Chory siedział na swem posłaniu i przez czas pewien nie dawał znaku zgody, ani odmowy. Patrzał we drzwi. Ale oto te drzwi uchyliły się i, szeleszcząc jedwabiem sukien, Tatjana wsunęła się na palcach. Za nią szła Matylda, — a za tą, nieco w głębi i zdala, stąpał Roszow. Piotr podniósł oczy, a raczej oko, na Tatjanę. Była wyjątkowo piękna w wielkim, modnym kapeluszu, w paryskiej zarzutce najnowszego typu, błękitna i woniejąca. Orle jej oczy z drapieżną gwałtownością rzuciły się na Piotra. Usta były, jakby do wydania krzyku, uchylone. Bladość zwolna pokrywała jej twarz. Piotr miał głowę ogoloną, zarost twarzy również, na policzkach plastry. Obwiązany bandażami wyglądał, jak maszkara, patrząca z powijaków jednem posępnem okiem.
Tatjana usiadła na krześle, nie podawszy mu nawet ręki. Bezsilnie opadła na to miejsce i bezsilnie patrzyła, nie mogąc oderwać oczu. Bukiet kwiatów, który trzymała w ręce, upadł na ziemię,