Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.
197

— Czy pan wiesz, że jesteś podsądnym?
— Wiem, panie generale.
— Czy pan wiesz, że za tak ohydną sprawę, jaką tu wszcząłeś i skroiłeś, może cię czekać degradacya?
— Wiem, panie generale.
— Czy... tego... Czy takiego postępku mogła się po panu spodziewać pańska władza niższa i wyższa, ja, jako zwierzchnik bezpośredni, pańscy koledzy, całe społeczeństwo rosyjskie w tym kraju, wreszcie cała armia, sztandar... wreszcie... Co?
— Nie rozumiem, o co chodzi, panie generale.
— Jakto? Nie rozumiesz pan? Radzę, żebyś raczej milczał, kiedy do pana łaskawie przemawia pański naczelnik. Jak? A to co takiego znowu? Milcz pan! Łaskawość moja rozzuchwaliła pana... Ale i wyczerpała się! Sądzisz może, że zatuszuję tę sprawę i dlatego umyśliłeś sobie rozbijać się tutaj, broić, czynić, co ci się spodoba. Liczysz może na bezkarność, — otóż wiedzże pan...
Piotr uśmiechnął się ironicznie.
— Śmiejesz się pan, kiedy generał mówi!
— Nie śmieję się, panie generale.
— Śmiejesz się! Do kroćset!...
— Jestem chory, panie generale.
— Jesteś chory, ale jesteś także podsądny!
— Sąd orzecze o mojej winie.
— Sąd!...
Generał stracił doskonały wątek dotychczasowy i nie wiedział na prawdę, jakimby argumentem zmiażdżyć krnąbrnego pyszałka. W istocie rzeczy