Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.
198

powołanie się na sąd przecinało rozmowę. Generał czuł, że uniósł się niepotrzebnie i, co gorsza, niewłaściwie. Długo sapał, poprawiał szpadę i rzucał się na krześle. Wreszcie, pieniąc się wewnętrznie, dorzucił:
— A więc dobrze — sąd! Sąd wojenny, kiedy tak i basta. Nauczą rozumu.
— Czekam ze spokojem na wyrok.
— „Ze spokojem“. Bohater!
— Bohater czy nie bohater, lecz w każdym razie porządny i dobrze wychowany człowiek.
— Głowę przerąbali, z bateryi wyrzucą, zdegradują. „Bohater“!
— Pan generał, gdyby był tam wówczas na mojem miejscu i na mojem niskiem stanowisku, nie mając innego wyjścia, z pewnością postąpiłby był taksamo, jak ja.
— Co znowu? Co takiego? Co pan mówisz?
— Jakto? Czy mogę przypuścić coś innego? Czy pan generał pozwoliłby na to, ażeby w jego obecności w miejscu publicznem zgraja półpijanych oficerów grubijańsko zaczepiała cichych, przyzwoitych, cywilnych ludzi?
— Piękne panny...
— Tak jest, piękne panny, obiadujące w towarzystwie spokojnych ludzi...
— W dodatku polki...
— W dodatku polki... — mówił Piotr dobitnie.
— Właśnie ten szczegół jest ciekawy!
— Właśnie ten szczegół. Więc wolno jest ofi-