Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.
208

okazywał sobie samemu siłę swej miłości, badał i mierzył władzę jej nad sobą, a później, naprzeciwko tej piękności i rozbudzonym przez nią uczuciom wyprowadzał objawy pustki wewnętrznej w myślach Tatjany, zepsucia, wyhodowanego w niej przez otoczenie, obcości i wrogości jej względem swego ducha. Rozpoczynał zaciekłą walkę. Zamykał oczy, gdyż nie miał odwagi wprost patrzeć na większość środków tej walki. Jeżeli nie pomagała broń jawna, dobywał broni zdradzieckiej, okrutnej, której nie chciał widzieć i nazywać... Szukał w sobie nie tylko duszy lwa, lecz natury tygrysa: mówił do siebie, że przecie zgwałcił już duszę i ciało tej dziewczyny, posiadł ją, nasycił się i powinien mieć dosyć. Nie dawały jednak pewności zwycięstwa te wszystkie sposoby. Niweczyły najlepszy oręż ślady cichych łez Tatjany. Gdy odchodziła z jego pokoju wyprostowana, zimna, niema, bez ostatniego spojrzenia, jakby stosująca się do jego usiłowań, a na schodach, zstępująca ze zwieszoną głową, łkała głucho bez pocieszenia i nadziei, — jak o tem wiedział wybornie, gdyż znał ją zbyt dobrze, — upadał na łóżko z przekleństwem, rzucając wyzwiska i obelgi lwiemu sercu swemu.
Zaczynał nanowo zbierać szczegóły, jak średniowieczny prokurator, gromadzący dowody przeciw czarownicy, piętrzyć w myśli objawy moralnego zepsucia Tatjany. Patrzał, jak wyrosło ze zbytku. Genezę zbytku wyprowadzał z rabunku dóbr, wypracowanych w pocie czoła przez nieszczęśliwe ludy. Chciwie i nieubłaganie rozmyślał, jak łzy