Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.
210

wsze był wesoły, drgał śmiechem — i echo śmiechu mu odpowiadało. Stołeczne anegdoty, petersburska wymowa, nadzwyczajna elegancya, wiele wiadomości z najrozmaitszych dziedzin wiedzy ludzkiej, niemała bystrość i pamięć — wszystko to oczarowywało słuchaczów i widzów.
Coraz więcej osób bywało teraz w progach gościnnego generalskiego domu, w cieniach ogrodu, a szczególniej pod dachem altany, oplecionej dzikiem winem. Piotr słyszał to wszystko ze swego wysokiego okienka...
Pewnego dnia, patrząc w ogród, zauważył w jednej z krętych uliczek błysk niebieskiej sukni Tatjany. Błysk ten przesunął się w masie zieleni, jakgdyby wsiąkł w nią i doszczętnie zginął. Ale oczy Piotra były tak mocno wlepione w gęstwinę i tak już do niej przywykły, że dostrzegły za tą na pozór nieprzeniknioną zasłoną drugi kolor, biały kolor flanelowego kostyumu Roszowa. Ciężka głowa upadła na ręce. Myśli ustały — i ciemna noc spadła na duszę. Wśród swego cierpienia Piotr usłyszał nieoczekiwanie odgłos kroków Tatjany i szelest jej sukni tuż za swemi drzwiami. Szelest był cichy, cichszy a piękniejszy, niż śpiew sosen za oknem, niż sypki poszum liści lipowych. Tatjana uchyliła drzwi bez uprzedniego stukania i wsunęła się do pokoju. Boleśnie były uśmiechnięte jej usta, a oczy bezsilnie stęsknione. Piotr nie tylko ujrzał, lecz uczuł znowu jej piękność. Oczy jej były niedość, że kochające, lecz upadłe pod przymusem miłości, namiętne, żądne, czyhające na drogie spoj-