Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.
212

dująca. A zaprzecz, że to, co powiedziałam, nie jest prawdą.
— Powiem ci prawdę, ale i ty mi ją powiedz.
— No!
— Całował cię już ten Roszow?
— Nie, jeszcze mię nie całował, ale mi wciąż mówi o swej miłości, leży u moich nóg, jak pies, i błaga mię o jeden uśmiech...
— Całował cię już ten Roszow?
— Raz mię pocałował w rękę przy papie i Matyldzie. Więc, mówże mi, co mam robić.
— A zrób, co chcesz! Mnie czynisz powiernikiem jego amorów. Także pomysł!
— Słuchaj!
— Nie chcę słuchać!
— Piotruś... zlituj się nademną. Jeśli tak będzie dłużej, zabijesz mię, zabijesz mi duszę!
— Ja nie chcę zabić dla ciebie swojej duszy. Rozumiesz, co mówię? Prosiłem się Boga o przemienienie w tobie, tam w tem Notre-Dame. Modliłem się do Joanny d’Arc, żeby się przyczyniła za tobą. Ale nic się w tobie nie stało. Dawałem ci książki, prowadziłem rozmowy. Po nocach się tutaj mocowałem... Cóż ty jesteś? Wystrojona panna, piękna generałówna. Byliśmy wciąż obcy. Ja szedłem na moją stromą górę, a ty w dolinę. Nie masz duszy.
— Piotruś, co się z tobą stało? Co się stało? Co teraz mówisz do mnie? Takie słodkie, pachnące, czarodziejskie słowa do mnie mówiłeś. Głaskałeś moje włosy, całowałeś w usta, w usta, pamiętasz