Piotr niedługo przebywał w domu generała. Pobyt tam stał się dla niego nie do zniesienia. Rany przyschły, przecięta brew zrosła się dzięki umiejętnej opiece pułkowego lekarza, z policzka zdjęto bandaże i został na nim tylko plaster stały, pod którym goiła się pozeszywana szrama. Skoro pacyent miał możność wychodzić z mieszkania, zaraz wrócił do swej dawniejszej „kwatery“ nad „Kozdrojownią“. Początkowo, wydalając się na ulicę, nosił przy sobie nabity rewolwer, a szablę kazał naostrzyć, ponieważ cała oficerya piesza, z zemsty za porąbanych kolegów, miała go na oku. Gdy był jeszcze słaby, rzadko się ukazywał na mieście. Za to odbywał coraz dalsze zamiejskie wycieczki. Obiady z restauracyi przynoszono do domu. Za pośrednictwem miejscowej księgarni polecił sprowadzić kilkadziesiąt kilo książek naukowych z zakresu swej specyalności i z zakresu nowej, przybranej, która go coraz silniej pociągać zaczęła, to jest z lotnictwa. Sprawę tę począł studyować gruntownie, zarówno teoretycznie, jak historycznie, poczynając od Leonarda da Vinci. Przysiadywał fałdów nad poszczególnemi badaniami techniki lot-