Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.
240

szlachetna i tak cnotliwa, — jest to fikcya, lekarstwo symptomatyczne, mechaniczny nacisk na czujnego ducha. Wiedział, że jedno spojrzenie tamtych oczu...
W kilka tygodni później, przyszedłszy o naznaczonej godzinie na pole ćwiczeń bateryi, Piotr zastał jednego tylko oficera, Jeżkowa, chłopca bardzo zdolnego, wesołego, z lepszem wychowaniem, ale birbanta i hulakę, który swe zdolności oddawna trwonił po knajpach, a wiedzę techniczną topił w próżniactwie. Jeżkow okazywał Piotrowi wiele życzliwości w czasie choroby i był dlań zawsze dobrym kolegą. Po awanturze zdradzał jakgdyby zazdrość z powodu otrzymanych przez Piotra ran. Uskarżał się nieraz, że też to on wtedy był gdzieś — i to notabene, — licho wie gdzie, — że go też to nie było w pobliżu, gdy się owa bitka przydarzyła, — że też to on nie przeczuł, że się taka rzecz dzieje. Onby im był wówczas zadał bobu! Już onby im pokazał, jak to się sekunduje koledze — artylerzyście, a jeszcze Rozłuckiemu, „Piotrusiowi“, — a nadewszystko w takiej sprawie! Ale ta rzecz, — dodawał, — jeszcze wypłynie i jeszcze Piotruś zobaczy, jak to Jeżkow sekunduje...
Dzień był zimny, więc otulali się w szynele i, ćmiąc papierosy, gwarzyli na wietrze. Jeżkow rzekł, poziewając:
— Piotr Iwanycz, — przepraszam, że cię o to zapytam, bo dziś, jak się okazuje, już można. Jakże to? Tatjana Iwanowna idzie za mąż za tego tam Roszowa?