Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.
241

— Skąd to wiesz? — spytał Rozłucki.
— Wczoraj wieczorem byłem u generała. Było mnóstwo osób, całe miasto, wielka feta. No i przy wszystkich już Roszow występował, jako szczęśliwy narzeczony.
— Skoro tak, — to sam widzisz...
— Przepraszam cię bardzo... Wybacz, że dotykam tej sprawy. Czy zostałeś przez nią zdradzony?
— Nie.
— Bo jeżelibyś potrzebował mojej pomocy... — rzekł Jeżkow, gryząc munsztuk papierosa i przymrużając mądre i poczciwe oczy, — zawsze możesz liczyć na mnie. Gdy wczoraj zobaczyłem i posłyszałem o narzeczeństwie, wierz mi, miałem zamiar natychmiast doprowadzić do jakiejś awantury z tym pudlem uczonym, Roszowem. Ale nie wiedziałem, co o tem sądzić, jakie jest twoje zapatrywanie na tę sprawę. Wybacz, że to poruszyłem...
— Ach, nie! Jestem ci wdzięczny za tę wiadomość.
— Doprawdy? Piotr Iwanycz!
— Co, bracie?
— Jeżeli cię zdradziła, a chcesz tamtemu pokazać, że naszym bratem pomiatać nie wolno, to słuchaj! — licz na mnie...
— Dziękuję ci, — ale ja nie jestem zdradzony. Daję ci na to me słowo!
— Nie jesteś zdradzony?
— Nie.
— Ejże!