Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.
256

przebitej od nieszczęścia, docierała ślepa mściwość żołnierska, jakby nienawiść natury, gleby, pól, lasów. Wiedział, co kryje się w spojrzeniach sołdackich, i tym spojrzeniom przeciwstawiał z odrazą — władzę szlify. Gdy muzyka ze straszliwą swoią potęgą uderzała w pustkowia, spostrzegał dawny dzień i przypominał tensam dźwięk. Nareszcie zrozumiał, co znaczyło słowo Taniusi, że w tej muzyce Iwan, Groźny Car na złotym tronie za żelaznemi drzwiami zasiada. Zanosiła się muzyka na niedosięgły szczebel władzy. Przez wargi snuł się wyraz imienia Taniusi. Ona wtedy słyszała, ona wtedy wiedziała, jak czerwony kat wlecze ją za włosy na szafot wysoki. Któż jest kat? Jaka jest jego twarz?
Ściskał w kieszeni szynela głownię rewolweru i równo, spokojnie, bez drżenia muskułu szedł dalej krokiem żołnierskim, miarowym, rytmicznym marszem. Co znaczyło to ściskanie głowni rewolweru, nie wiedział sam. Głucha konieczność kierowała jego rękę i kurczowo zaciskała w niej broń. Poza życiem, w dziwacznym śnie — z tego aktu wynurzała się świadoma decyzya. Kiedyniekiedy poprzez szeregi rozsunięte cywilnych i wojskowych dostojników spostrzegał głowę generała Polenowa i wówczas znowu chłostał mu plecy knut ohydnego dreszczu. Widok tego starego człowieka dawał znać, jaka się to sprawa dokonała, i po stokroć nanowo powiadał, co się to teraz spełnia.
Nareszcie przez wąską bramę cmentarną pochód wcisnął się na ugór śmiertelny i skierował w jego