Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.
29

ubrał starannie w swój kostyum i sprężyście zmierzał przez szereg przyległych pokojów do największego, skąd słychać było echo rozmowy. Otwarł drzwi i wszedł do sali. Dziadek wstał na jego powitanie i zaznajomił z rodziną. Piotr poznał swych stryjeczno-stryjecznych Rozłuckich, których było sporo w pokoju. Przybyli z tej racyi, że był to dzień niedzielny. Siedząc po różnych folwarkach i dzierżawach w okolicy, na niedzielę zjeżdżali do Opłakanego, gdzie był kościół i gdzie czynili zadość sentymentom familijnym. Najstarszy z synów generała, podtatusiały kawaler, Hipolit, gospodarował w Opłakanem. Był to wysoki pan na czarno ufarbowany, z bokobrodami, jakie się widuje na dawniejszych litografiach — ponury i wogóle nieprzychylnie względem wszystkich usposobiony. Ten ozięble powitał Piotra zwyczajnym uściskiem ręki — i zaraz począł sprzeczać się po polsku z generałem o jakieś kwestye gospodarskie. Drugi z kolei syn generalski — starszy już także człowiek, Michał, przybył właśnie z Cierniów, folwarku, który dzierżawił. Miał ze sobą córkę, pannę przeciętnej urody, opaloną, zadzierzystą i szczerze wesołą, oraz syna studenta, siedzącego na wsi od dłuższego czasu wskutek jakichś w jego uniwersytecie zajść i zaburzeń.
Wszyscy przypatrywali się Piotrowi ciekawie, ale bez wielkiej sympatyi. Niektórzy nawet, jak student, wypalający wciąż istne dystrybucye papierosów, i młoda Kamila — czyli Kama — patrzyli uparcie i wręcz zimno. Piotr był wesoły i tak na-