Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.
38

ukazywały nawet swego złowrogiego blasku. Hipolit wyszedł wielkiemi kroki i za chwilę słychać było jego krzyk na gumnie, obstalowujący wałacha pod „gapę“ i kasztankę pod to „utrapione damskie siodło“.
Słychać było nadto:
— A sprobuj mi, spuchnięty pysku, ciasno pozapinać popręgi, to ja ci zapnę tę gębę na obie strony, żebyś był przez dwa ruskie miesiące tłusty...
I tym podobne, nie nadające się do utrwalenia za pośrednictwem druku, lokucye z zakresu słownictwa folwarcznego w stronach tamecznych.
Wkrótce osiodłane i zaprzężone konie stały pod gankiem.
Ojciec Michał usadowił się w małej bryczce bez resorów ze zwykłemi siedzeniami, Wiktor wdrapał na swego „fornala“, Kama dosiadła kasztanki, a Piotr owego „Grzywacza“, który od pierwszej chwili począł pod nim stękać, jak rataj przeciążony pracą. Wprost ze starej topolowej alei prowadził w pola trakt szeroki, zjeżdżony w różnych kierunkach. Tu i owdzie siedział nad tym szlakiem bajor, tudzież szarolotnej kurzawy — obłamany jarząb, albo pyłem przycięta kępa tarek. Daleko schylała się stara-prastara brzoza. Droga owa mijała folwark, należący do Opłakanego, który sam, indywidualnie, miał postać opłakaną i wszelkie tytuły do tejże nazwy, — później dźwigała się w górę, okrytą już rolami, ale jeszcze tam i sam zaciągniętą niewykarczowanemi chrósty i pniami po dawnym lesie.