Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.
52

witał w sposób łaskawie dobrotliwy, głośnoserdeczny, jako poprostu dawny mundur bez znaczenia i wartości, rzadko z szafy wydobywany i trącący naftaliną. Generał Polenow był suchym, wysokim mężczyzną. Łysinę zamaskowywał wichrem z włosów, wyhodowanych pieczołowicie na lewym flanku czaszki. Nosił krótko przystrzyżone bokobrody na modłę późno-mikołajowską, które zbielały do szczętu. Głowę, na przekór, zdaje się, jej dążeniom poufnym, trzymał zadartą do góry. Marsowo również nastraszał wąsy, oraz nastawiał oczy w sposób srogo-bestyalski. Robił Arakczejewa, jak mówili podwładni, świadomi rzeczy.
Obadwaj Rozłuccy zaproszeni zostali na obiad i aż do obiadu bawili w salonie.
Dom generała stał w obszernym ogrodzie, niemal już zamiejskim. Ogród otoczony był ze wszech stron wysokim ongi murem, rozsypanym już i podniszczonym. Na granicy tego ogrodu rosły olbrzymie lipy i niezmiernej wielkości nadwiślańskie topole. Wśród ich korzeni sączyła się podmiejska rzeczka. W samym środku ogrodu stał dom parterowy, pałacowaty, z mansardowym dachem, niegdyś wielkopańska rezydencya jednej z arystokratycznych rodzin polskich, a obecnie generalska „kwatera“. Z salonu prowadziły wielkie oszklone drzwi do alei, na której końcu stała nowa altana w czysto rosyjskim stylu, nie pasująca do tego domu, ani do niczego wogóle, jaskrawa i nadzwyczajnie brzydka.
Generał był wdowcem od lat wielu. Mieszkał