Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.
53

w tem mieście oddawna i zżył się z niem najzupełniej. Po załatwieniu oficyalnego przyjęcia przedstawiającego się młodzieńca gawędził w sposób przyjacielski, a nawet, możnaby powiedzieć, prowincyonalny i parafiański, o nowościach petersburskich i chętnem uchem łowił nowinki stołeczne, o których Piotr Rozłucki niedbale i sucho wspominał. Na jakie pół godziny przed podaniem obiadu, generał polecił staremu lokajowi poprosić do salonu Tatjanę Iwanownę. Wkrótce weszła do salonu córka generała, Tatjana.
Zaledwie ukazała się w sali, Piotr Rozłucki doznał szczególniejszego zduszenia w piersiach, jakby przerwania tchu. Tatjana Iwanowna była skończenie piękna. Po matce, gruzińskiej szlachciance, odziedziczyła rysy zlekka kaukaskie, kształt twarzy, formę oczu, zarys brwi i ust, połyskliwą nie tylko czarność, lecz głęboką kruczość włosów. Włosy te były długie, ledwo trzymały się na głowie rozsypującym się, poskręcanym zwojem. Nadewszystko jednak uderzały w tej twarzy — oczy. Oczy te były aksamitnie czarne, o jasnej powłoce, która niekiedy aż w szafirowy przechodziła połysk. Tajne i niewysłowione, jak nokturn, uchylały się przed cudzem spojrzeniem, a same w sobie stanowiły wszechświat piękności. Barwa dolnej wargi prześlicznie wykrojonych ust, sama ta barwa, gdyby wszystką urodę twarzy pominąć, stanowiła jedyny na ziemi objaw, który oczarowywał od pierwszego spojrzenia i od pierwszego spojrzenia pogrążał w nieokreślony smutek. Tatjana Iwanowna była wysmukła i wy-