Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
54

soka, ale z tego typu pięknych i zdrowych dziewcząt, który rozwija się z czasem w rozrosłe i tęgie kobiety. Kiedy po przedstawieniu jej przez ojca nieznajomych oficerów usiadła nie zażenowana, lecz raczej świadomie ich nie widząca, Piotr Rozłucki spostrzegł przypadkowo, wśród innych wrażeń, jej rękę na zielonej sukni i znowu doznał w sobie ściskającego piersi, ssącego wraz wszystkie trzewia uczucia zachwytu. Ręka ta była piękna, jak ziszczony prawzór, jak pierwszy prototyp dłoni tych posągów, które przed wiekami wykuwali ze śnieżnego marmuru greccy artyści. Niedawno, w Petersburgu, po ukończeniu swej szkoły, Piotr samotnie zwiedzał po raz pierwszy galerye Ermitażu. Zdarzyło mu się wówczas marzyć o szczęściu przy posągu greckiej tancerki, doskonałej kopii sławnego dzieła Watykanu z sali delle maschere. Oto teraz zobaczył żywą białą rękę z palcami alabastrowej przezroczystości, okrągłemi i zwężającemi się ku różowym paznogciom — i powtóre doznał owego zamraczającego zdumienia, młodocianej niewiary w możliwość istnienia objawów takiej piękności. Tatjana Iwanowna była ubrana skromnie. Sama była nie to że nieśmiała, lecz jakoś sennie, marząco pogrążona w sobie. Wewnętrzne wesele, wyniosła i niepobłażliwa ironia, własny świat ufundowany na śmiechu — przezierał przez ową zewnętrzną mgłę, jak promień. Słońce, padając z wielkich drzwi szklanych, ozłociło jej policzki i przebiło zwój włosów nad czołem przeczystej białości. Piotr zapatrzył się w ów blask, zapomniał się w kontempla-