Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.
56

wiele pojęć, a przeciw niektórym protestować, lecz czuł zarazem, że to tylko zewnętrzne obcowanie i przymusowy objaw duchowego współżycia.
— Ona już jest zakochana — zdecydował.
Ten zaś sylogizm, wypadający z niewiadomych a niewątpliwych przesłanek, napełnił go jakąś rozpaczliwą i ponurą pociechą. Zawarł się w sobie i postanowił nie uchylać drzwi duszy. Nie myślał żebrać o łaskawość, o zniżanie się aż do jego poziomu! Miał mocne postanowienie śmiać się cynicznie. Tatjana Iwanowna zdawała się nic nie wiedzieć o tych jego nagłych a niespodziewanych przeżyciach, a nawet o jego fizycznej obecności, chociaż z nim grzecznie rozmawiała. Opowiadała o mieście, o stosunkach, zabawach, przykrościach pobytu w takim zakątku, — później o rodzinie gubernatorskiej, wice-gubernatorskiej, prezesowskiej, prokuratorskiej, pułkownikowskiej...
Wszystko to było wesołe, okraszone dowcipem, nadzwyczaj miłe, lecz miało charakter informacyjny, przewodnikowy i stereotypowy, jak jakaś lekcya. Nudziło skrycie informatorkę już na samym początku i w samem założeniu. Piotr doskonale pojmował, że mówi się to i w taki sposób, bo jest to w danych warunkach najwłaściwszy rodzaj rozmowy, skoro już należy koniecznie bawić gościa w salonie. Wiedział, że gdyby wyszedł z pokoju, doznałaby znacznej ulgi, usiadła wygodnie z założonemi rękami i wróciła do swych własnych, do tych osobnych, do jej myśli. Odpoczęłaby po tym dyskursie, co się tak niby wesoło i gładko toczył,