Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
58

tutaj nieprzyjemne życie. Bo tu pełno jest tych polaków. Ja, przyznam się panu, bardzo ich nie lubię.
— Dokuczyli pani?
— Mnie nie dokuczyli, lecz to plemię szczególne. Nas, rosyan, nienawidzą, a boją się. To też wielu płaszczy się. Znałam tak podłych... Inni, nie mogąc się mścić, ze strachu patrzą tylko wciąż złemi oczami. Śmieją się z każdego naszego nieszczęścia, z każdego kroku. Och, nie cierpię!
Gdy to mówiła, rozchmurzyło się jej oblicze i z mgły rzęs wyszły oczy. Powiedziała tych kilka słów szczerze, ale wnet wycofała się z tej szczerości. Doszli do drzwi altany i Piotr Rozłucki wstąpił do środka. Był tam stół okrągły, drewniane ławki, okryte poduszkami z czerwonego aksamitu. Na stole leżała jakaś książka. Oficer dotknął jej ręką, lecz poczuł nagle jakiś nieopisany lęk... To miejsce było szczególnie niemiłe, złe, odtrącające. Piotr wszedł niepostrzeżenie w stan rozzuchwalenia właściwego jego naturze, jak wówczas, gdy „kusił“ księcia. Zwrócił się wprost do Tatjany Iwanowny i rzekł:
— Nieprawdaż? — pani kochała się nieszczęśliwie w jakimś pięknym polaku...
Wysłuchała tego zdania z obojętnością. Później uśmiechnęła się...
— W polaku... Nie. Zachowaj Boże!
— A są i piękni. Widziałem, jadąc przez Warszawę.
— Nie rozumiem, jak można rozmawiać o rzeczach przyjemnych i subtelnych ich szeleszczącym