Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.
66

wał, — ale dosyć jednostajny. Rano szedł na musztrę, do czynności zawodowych w koszarach i przy bateryi, — później na obiad, — później drzemał. Po drzemce wychodził na miasto, do cukierni, — spacerował... Żył w gronie kolegów, pędzących tu już od dłuższego czasu ustalone w swych formach życie oficerskie. Co kilka dni wypadała u któregoś ze starszych kolegów zabawa, tak zwana „popojka“, czyli wielkie picie wódki w różnych jej postaciach, — poczem śpiewy, różne zabawy, — a wreszcie nieprzystojne z osobami innej płci obcowanie. Nazajutrz znowu następowała musztra, obiad, drzemka, spacer, wieczór w domu, albo u któregoś z kolegów, „popojka“. Kiedyniekiedy przerywała ten normalny tryb życia jakaś wydatniejsza co do ilości i jakości alkoholu eskapada w restauracyi, w liczniejszem gronie osób innej płci, zabawa z orkestryonem, tłuczeniem próżnych butelek, których szeregi szczwany restaurator ustawiał na ekranie, jako okazy likierów i win najdostojniejszych swego zakładu. Czasami znowu wypadała urzędowa wizyta, imieniny, dzień recepcyi u kogoś z wielkich figur miasta. Do najpożądańszych należała zawsze wizyta u generała. Oficerowie kochali się skrycie w Tatjanie Iwanownie całemi plutonami, lecz, dziwna rzecz, nie lubili o niej rozmawiać. Twierdzili, że patrzy zawsze w przestrzeń, albo w okno. Piotr również nie lubił jej za dziwny sposób zachowania się, lecz tęsknił za dziwactwami Tatjany Iwanowny. Tłomaczył sobie, że tęskni tak z nudy życia w tej monotonnej, cichej gubernialnej mieścinie. Nic w tym