Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.
71

jej stopień. Pragnąc mu sprawie przyjemność, nachylił się niepostrzeżenie i zaczął mówić po polsku. Przemawiał na głos w tym języku, jak mu się zdawało, po raz pierwszy w swem życiu. Po raz pierwszy wyraził głośno myśli, które już nieraz pocichu, niejako w sekrecie, dla siebie tylko, ubierał w słowa polskie. Był to eksperyment dla niego samego tak niezwykły, że się cały oblał rumieńcem jakiegoś szczególniejszego wstydu. Oczy stryja Michała poweselały w dwójnasób, gdy usłyszał zdania nieźle wypowiedziane przez Piotra. Nic nie rzekł, tylko się poważnie zaciągnął dymem swego papierosa.
— Kaleczę język i nic więcej... — mruknął Piotr, zmięszany i zły na siebie, że to zrobił.
— Niechaj-no... — z najłagodniejszem pobłażaniem rzekł Michał.
— Trudny język.
— Może on i trudny — kto go wie? Jak nim mówić, to łatwy. Ani się spostrzeżesz, gdy będziesz mówił taksamo jak i my.
Piotr zamierzał stwierdzić, że to jest jeden z języków obcych, którego się chce nauczyć, skoro tu mieszka, — ale z obawy, że to stryjowi może sprawić przykrość, zmilczał. Nasępił się tylko, jak jastrząb. Niezgrabnie, dla zamaskowania rozterki, ćmił papierosa i nasłuchiwał, czy ogary nie grają. Była cisza zupełna. Maleńka ptaszyna jesienna, buroczerwona, pręgowata zięba, poświstywała beztrwożnie, samotna, leśną piosneczkę swoją na gałęzi osiczyny. Piotr poczuł w sobie przekorność, która była ce-