Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.
99

— A dla czego mię pan wyzywasz? Czego odemnie chcesz?
— Nie podobasz mi się pan.
— To wybierz pan, jaki ci się podoba, rodzaj walki. Przyjmę każdy.
— Skądże taka pohopność do wyboru każdego rodzaju walki?
— Ażebyś raz zeszedł mi z oczu i drogi.
— Widzę pana pierwszy raz, lecz chcę, żeby był ostatnim.
Trudno było rozmawiać wskutek szybkiego pędu karety, więc się Nastawa schylił w ciemności i przybliżył twarz do twarzy Rozłuckiego. Mówił w uniesieniu:
— Usuń się pan z jej oczu, usuń się sam!
— Dla czego?
— Bo ja ją kocham do szaleństwa, a panu ona jest obojętna. Ja ją kocham śmiertelnie, jak jeszcze żaden człowiek kobiety nie kochał...
— I cóż?
— Jeśli pana w pojedynku zabiję, tem gorzej dla mnie.
— Dla czegóż to?
— Bo w każdej rozmowie, w każdem jej uczuciu, we wszystkich jej wyobrażeniach, w każdej myśli i w każdem marzeniu nabijam się, jak na włócznię, skierowaną przeciwko mojej duszy, — na pana! Słuchaj pan...
— Słuchaj pan! Jeżeli tak jest w istocie, to tem gorzej dla pańskiej miłości.
— Cóż tedy?