Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.
6

— A może i teraz jesteś zajęty? — zafrasował się Piotr.
— Daj-no pokój! Siedź grzecznie i nie wierć się na tym meblu, bo jeszcze nie zapłacony.
— Nie chciałbym...
— Wiem, że nie chciałbyś, to też siedź! Powiedzże mi, kochany Piotrusiu, a z dziadem — jakże?... Protegował cię, a teraz już nie proteguje. Jakiś się zrobił sierdzisty na ciebie. Powiem nawet otwarcie, że nie lubi o tobie wzmianki.
— A tak... Rozeszliśmy się, — jeden do sasa, drugi do lasa.
— A bo ty w samej rzeczy może bardziej do lasa... — zaśmiał się Wiktor długo i dziwnie.
Zbliżył się do Piotra niepostrzeżenie i serdecznie go uścisnął. Piotr oddał mu pocałunek. Siedząc na poręczy fotela, Wiktor powiódł łagodnie ręką wzdłuż szramy na policzku Piotra i mówił:
— Ale — ale! A taż bogdanka, dla której taki wiadukt dałeś sobie w buzi wyorać — cóż ona? Gdzież są dowody jej wdzięczności?
— Niema żadnych. Nie wiem nawet, co to za jedna, gdzie jest i jak się nazywa.
— Kpisz chyba! Nie wiesz, gdzie ona jest i jak się nazywa?
— No, nie wiem.
— Nie! To już jest bohaterstwo nad bohaterstwy... I powiedzcie! tego nie opisują wierszami... Dał się za pannę porąbać, siedział w bąku, potem w fortecy, zwanej „Czornyj Orioł“, awansu go po-