Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.
7

zbawiono, — no i koniec końców nie wie, jak się jego dama nazywa...
— Nie jest to wcale moja dama.
— I nigdy z nią nie rozmawiałeś, błądzący rycerzu?
— No, nie. Gdzież miałem rozmawiać? Przecie nie w szpitalu, nie w „bąku“, ani nie w bateryi, albo w moim forcie, gdzie osoby płci pięknej źle są widziane. Nie spotkałem już tej panny po awanturze. Nieraz wydaje mi się, że jej wcale na świecie nie było i teraz niema.
— No, tak znowu romantycznie to nie jest. Już ja nawet wiem, jak ona się nazywa i gdzie mieszka.
— Doprawdy? — zapytał Piotr.
— Mój kolega, a raczej pryncypał, Stacho Darzewski, z którym na wspólny deficyt prowadzimy tę adwokacką budę, pochodzi z Podlasia, z za jakichś ściśle tamtejszych Mord. Tam właśnie, za owemi Mordami, gdzieś w piaskach i wśród sosenek przebywa twoja panna.
— Skądże wiadomo, że to właśnie tasama?
— No, przecie takie rzeczy nie codzień się w Polsce zdarzają, żeby oficer . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . rąbał się w obronie honoru niewinnej polskiej dziewicy z kupą napastujących ją „mnesterów“ . . . . . . . . . . . . . . . . Sprawa była dosyć głośna. Tak nawet głośna, że może dla tego skazano cię z niejaką oględnością.
— Nie wiedziałem, że jestem aż tak sławny.