Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.
10

— Ja nie, ale oto Piotrusiowi patrzyłoby się tam pojechać.
— Pan Rozłucki, o ile wnosić mogę, nie zna tak jeszcze kraju, ani stosunków... — rzekł Darzewski.
— Tak, oczywiście, to też nie myślę jechać do owej panny nie tylko w konkury, ale nawet z wizytą.
Mówiąc to, Piotr nie spuszczał z myśli szczegółów i nazwisk. Powtarzał: Małgorzata Ościeniówna, w Zatoce, przez Siedlce, Mordy, Łosice, pod Drohiczynem. Począł wesoło rozmawiać z Wiktorem i Darzewskim, z premedytacyą odsuwając temat o Podlasiu.
Darzewski był człowiekiem małomównym. Za to Wiktor sypał anegdotami. W pewnej chwili rzekł:
— A czy nie należałoby tego gościa podjąć herbatą i ciastkami?
— Owszem, naturalnie! — poruszył się Darzewski.
— Zaraz powiem Karolowej.
Ciszej dorzucił:
— To możebyś zatelefonował do Kamy. Pewnie ma wolny czas...
— Wiktor zabrał się do telefonu i wnet rozmawiał z Kamą. Wymienił imię Piotra i kilkakrotnie nastawał, żeby przyszła. Składając słuchawkę, powiedział:
— Zaraz tu będzie.
Ktoś zadzwonił i za chwilę Karolowa wsunęła do pokoju głowę z zawiadomieniem, że nadciągnął