Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.
163

lecz co do niektórych szczegółów da wyjaśnienia. Sędziowie porozumieli się pomiędzy sobą i, po pewnem wahaniu, przystali. Sekretarz, ów niski w binoklach, zapytał:
— Nazwisko świadka?
Rozłucki rzekł oschle:
— Niepotrzeba pisać nazwiska. Chodzi o istotę rzeczy, nie o osobę. Niech pan napisze imię świadka, Piotr, — to wystarczy.
Sekretarz zmierzył go impertynenckiemi oczami od stóp do głów — i zapytał sędziów, co ma zapisać. Naradzano się przez chwilę i, w sposób dość pogardliwy, nie badając, czemu świadek nie chce podać swego nazwiska, zgodzono się na zanotowanie go tylko z imienia. Rozłucki usiadł w pobliżu stołu na krześle, w jasnem świetle lampy i począł przyglądać się sędziom. Nie budzili w nim niechęci. Przeciwnie, — podobali mu się, jako typy, jako figury ciekawe i interesujące, — ale nie miał do nich serca. Cała ta sprawa, wytoczona przeciwko Wolskiemu, którego był widział w lesie i polu podlaskiem, wydawała mu się być wierutnem ludzkiem głupstwem. Tłusty zakonnik, prowadzący dochodzenie, przedkładał prezesowi wyniki dotychczasowe. W trakcie tego skinął głową ku młodemu jegomościowi w surducie do kolan, siedzącemu w kątku sali, obok wielkiej szafy. Tamten wstał natychmiast. Blado błękitne jego oczy patrzały łagodnie i niemal nabożnie, pociągła twarz wyrażała czystość serca i gotowość do wszelkiej ofiary.
— Panie Sikorski, — mówił zakonnik, — pro-