Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.
168

złożonych przez świadków. Wolski znowu powtórzył swe zagmatwane historye, które już Piotr był słyszał. Mówił o sumach wydanych, wyliczał osoby, zdarzenia, wspominał o konieczności niszczenia kwitów. A wreszcie zwiesił głowę, rozłożył ręce — i usiadł na krześle. Zapanowało milczenie. Przewodniczący dał znak Piotrowi, że pragnie go pytać. Zadał też kilka kwestyi co do tego, jak dawno zna pana Wolskiego, co go z nim łączy i co wie w tej sprawie głównej. Rozłucki z szacunkiem odpowiadał na wszelkie te kwestye, ale później zwrócił się z zapytaniem, czy może sam mówić. Otrzymał na to pozwolenie. Prosił przedewszystkiem o wyjaśnienie, jako nieobeznany ze sprawą do gruntu, gdyż od samego jej początku nie był obecny, — czy dobrze pojmuje apostrofę sędziego, którego się tytułuje „bratem Leonem“. Czy w sprawie tej chodzi o stwierdzenie, że pan Wolski roztrwonił sumy, powierzone mu dla celów wyższego porządku, na swe osobiste potrzeby czy przyjemności? Potwierdzono, że tak. Rozłucki zapytał jeszcze, czy to dla udowodnienia swej niewinności ma on dostarczyć materyalnego dowodu prawdy? Potwierdzono, że tak właśnie. On rzekł wówczas:
— A więc panowie sędziowie widzicie ten dowód prawdy.
— Gdzież on jest? — zapytał młody prawnik.
— Oto ta postać, — rzekł Piotr, wskazując na Wolskiego.
— Cóż to ma znaczyć?
Podnieście wyżej światło lampy i obejrzyjcie